środa, 11 września 2013

Cytaty starożytnych filozofów II: Sofokles

Witam. Z tej strony znowu Jillian :) Dziś przedstawię wam kolejną osłonę cyklu zatytułowanego "Cytaty starożytnych filozofów". Jako iż przez mój plan lekcji mam dwie godzinny okienka, wybrałam się do biblioteki. I tak siedząc sobie na podłodze między półkami z Karoliną znalazłam świetną książkę z aforyzmami Greków i erotykami Safony, więc od razu ja wypożyczyłam. Teraz będę mieć więcej cytatów, bo wcześniej szukałam na necie. Jednak stwierdzam iż muszę sobie zakupić taką książkę. Na allegro jest bez erotyków Safony za dosłownie kilka złotych, więc myślę, że się opłaca. Okej koniec zbędnych słów, przechodzimy do naszego Sofoklesa, autora około stu trzydziestu tragedii i dramatów satyrowych, lecz do naszych czasów zachowało się tylko siedem utworów m.in Antygona, Elektra i Król Edyp.


Cel zamierzony nie równa się celowi osiągniętemu.

Głupota jest siostrą zła.

Każda rzecz jest dobra w swoim czasie.

Kto się spieszy, potyka się.

Nawet w zniewolonym ciele myśl jest wolna.

Pierwszym warunkiem szczęścia jest rozsądek.

Spiesz się powoli, a unikniesz błędów.

Żadne kłamstwo nie doczeka się starości.

Rozsądnie jest pragnąć na miarę człowieka.

Czas wszystko ujawni.

Stracić dobrego przyjaciela t równoznaczne z utratą własnego życia.

Los wynosi i los przepaść strąca szczęśliwego i nieszczęśnika.

Tylko szlachetne czyny są trwałe.

Bez bólu i cierpień nie istniejemy.
 
Mało słów, dużo treści.

Kto nie przeżył tego co ja, niech rad mi nie udziela.

Największe szczęście to spełnienie obowiązku.

Zawsze czas zrehabilituje porządnego człowieka.

Nie czyń nic ponad miarę.

Człowiek na starość dziecinnieje.

Nie chwal żadnego śmiertelnika przed końcem jego życia.

Największym nieszczęściem ludzi jest bezmyślność.

Trudno walczyć z koniecznością.

Ze wszystkich skarbów największym jest rozsądek.

Nie rozdrapuj starych ran.

Sprawiedliwość jest odmianą mądrości.

Człowiek jest tylko tchnieniem i cieniem.

Ludzie nie umierają, tylko popełniają powolne samobójstwo.

To nadzieja podtrzymuje większość ludzkości.

Upór i głupota to bliźnięta.


 Uff. Troszkę się rozpisałam, no ale tyle ciekawych aforyzmów, że musiałam je wstawić. To by było na tyle. Pozdrawiam.

Jillian

czwartek, 5 września 2013

Szmateks - czy warto tu kupować?

Szmateks, lumpeks, second hand - sklepy niegdyś uważane za sklepy dla biedniejszych, dziś są to placówki chętnie odwiedzane przez wielu ludzi. Skąd bierze się ten cały "szał" i czy warto kupować ciuchy w takich zakładach?
Jeszcze kilka lat temu, gdy uczęszczałam do podstawówki kupowanie w popularnie tak zwanych szmateksach było uważane za wstyd i obciach. Liczyły się tylko rzeczy markowe. Moja mama od czasu do czasu chodziła do szmateksu i nie dlatego, że nie było mnie stać na firmówki. Miałam zatem stamtąd parę rzeczy, lecz nigdy  nie przyznawałam się do tego (albo bardzo rzadko), że to właśnie z lumpeksu mam daną rzecz, gdyż jak to żadne dziecko nie chciałam zostać wyśmiana. Dziś mogę otwarcie stwierdzić, że połowa mojej szafy (no może przesadzam aż z tą połową) to właśnie ciuchy ze szmateksu i wcale się tego nie wstydzę. Z tego co zauważyłam, lumpeksy stają się coraz bardziej popularne i wiele osób, które znam, robi tam zakupy. I to nawet nie tylko osoby zbliżone do mojego wieku, nawet nauczycielki tam chodzą (fakty potwierdzone, słyszałam to na własne uszy xD).
Muszę przyznać, że nie jestem jakąś tam wielką fanką łażenia po sklepach (co innego Marilyn) Wolałabym już posiedzieć w empiku czy choćby przed sklepem i poczytać jakąś książkę. Zdarzyła się raz taka sytuacja, że Marilyn obeszła wszystkie sklepy, a ja siedziałam nadal w empiku. Pewnie teraz myślicie, że skoro nie lubię jakoś szczególnie chodzić po sklepach to czemu piszę o robieniu zakupów w lumpeksie. Otóż tu jest inaczej. Podczas poprzednich wakacji pojechałam raz z mamą do szmateksu. Oczywiście byłam kilka razy jak byłam młodsza, ale nigdy niczego nie szukałam. Wtedy było podobnie, chodziłam za mamą krok w krok, aż się na mnie nie wkurzyła i nie kazała iść gdzieś indziej. I tak oto poszłam przeszukiwać ciuchy na wieszakach i chyba nawet wtedy coś dla siebie znalazłam. Przy następnych wyjściach z początku też kręciłam się niepewnie koło mamy, lecz po chwili już chodziłam sama po szmateksie w poszukiwaniu czegoś fajnego. Gdy jeżdżę teraz już nawet nie patrzę co robi moja mama, od razu idę szukać i lubię to. Jednak niestety ja do tych sklepów wpadam tylko na wakacjach, w roku szkolnym nie ma na to czasu, jednak od czego jest mama. W końcu też wiele świetnych ciuchów mi znalazła.
Więc czy warto kupować w second handach? Moja odpowiedź brzmi oczywiście. Jest wiele plusów chodzenia na zakupy właśnie do takich sklepów. Chyba najważniejszym jest niska cena. W szmateksie za niewielką cenę możesz kupić nawet kilka rzeczy, co w porównaniu firmowym sklepem jest o wiele lepsze. Na przykład w markowym sklepie możesz wydać 40 zł za jedną bluzkę, a w lumpeksie możesz mieć za tą cenę kilka ciuchów. Skoro mówię o markowych ciuchach to warto wspomnieć, że w second handach może znaleźć wiele firmówek, prawie nie używanych lub całkowicie nowych za śmiesznie niską cenę. Ja np. znalazłam ostatnio sweterek z H&M i bluzkę z Mohito (ale zauważyłam to dopiero w domu) i eleganckie rybaczki z też jakiejś tam znanej firmy (nie znam się na tym, wybaczcie, więc nie pamiętam, nawet bym nie wiedziała, że są gdyby nie Marilyn i Lily :D ). Wiec jak widać, nie tylko z firmowego sklepu możesz mieć markowe ciuchy.
Firmówki firmówkami,  są ładne i w ogóle, ale czy nie masz czasami dość patrzenia na to, że taki sam ciuch jak masz ty, posiada także wiele innych osób? W szmateksie natomiast nie znajdziesz dwóch takich samych rzeczy (oczywiście jakieś wyjątki pewnie zdarzają się czasami). Większość ciuchów jest oryginalna i trudna do znalezienia gdzie indziej. Jest to duży plus jeśli lubisz bawić się modą i wyróżniać się z tłumu. Poza tym, ciuchy kupione w second handzie możesz do woli przerabiać, bez obawy, że zniszczysz coś.
Dobrym pomysłem jest znalezienie, że tak powiem, swojego sklepu, gdzieś gdzie będzie ci się podobało, gdzie wiesz, że możesz znaleźć coś fajnego. Myślę, że dobrze też jest iść gdy są jakieś okazje. Ja np. jeżdżę  w środy, bo wtedy wszystkie rzeczy są sprzedawane za połowę ceny, więc czasami można znaleźć bluzkę za zaledwie trzy złote albo i taniej.
Same plusy tu wymieniam, ale to wcale nie znaczy, że kupowanie w lumpeksach nie ma swoich wad. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że są to po prostu sklepy z używaną odzieżą, jednak nie zawsze widać ślady użytkowania, a czasami może znaleźć nawet nową rzecz. Często także ciuchy są zniszczone czy z lekka podarte lub brudne. Jednak zawsze można spróbować wyczyścić plamy, zszyć podarcia lub przerobić ciuch tak by nie było widać defektu.
Zatem teraz sami oceńcie, czy warto odwiedzać takie placówki czy też nie. Moim zdaniem jak najbardziej tak. A wy co sądzicie na ten temat? Czekam na wasze opinie. Pozdrawiam.

Jillian 

niedziela, 25 sierpnia 2013

Pomysły na lekkie, zdrowe śniadania :)

Nie masz pomysłu co zjeść rano? Codziennie jadasz to samo? A może wychodzisz z domu z pustym żołądkiem?
Pamiętaj : Śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, który musi nam dawać energię na cały dzień :)
Zawsze zjadaj zdrowy, pełnowartościowy posiłek rano :)
Kiedyś z braku czasu i chęci miałam swoje 3 opcje xD
1. mleko i płatki np kukurydziane
2. dwie kanapki z serem żółtym
3. dwie kanapki z dźemem
Nuda, nuda i jeszcze raz nuda! W pewnym momencie już mi się to tak znudziło, że zabrałam się za poszukiwanie ciekawych inspiracji w internecie, książkach z różnymi przepisami.
To był świety pomysł ^^ Stopniowo zwiększałam moje śniadaniowe menu :) Na bardziej zdrowe i pożywne.
Podzielę się z Wami moimi ulubionymi przepisami :D


1. Po prostu fit :)
jogurt naturalny + domowe musli + owoc
To mój faworyt :D Jest to pyszne śniadanie i do tego bardzo szybkie w wykonaniu. Do miseczki dajemy ok. 3 łyżki musli, szklankę jogurtu naturalnego i pokrojony owoc np jabłko czy banan.






2. Omlet 
Wykonuję go z bardzo prostego przepisu :)
2 jajka + szczypta soli + 2 łyżki mąki
Ubijam białka następnie dodaję minimalną ilość soli, delikatnie mieszam łyżką z żółtkami i na koniec dodaje mąkę. Delikatnie mieszam do momentu powstania gładkiej masy. Tak powstałą masę wylewam na rozgrzaną patelnię z odrobiną oliwy. Zdejmuję gdy jest już zarumieniony.
Omlet jem z różnymi dodatkami: z dżemem / owocami / jogurtem.







3. Owsianka
Na wodzie gotuję 3-4 łyżki płatków owasianych tak aby stały się miękkie. Po chwili dodaje mleko i gotuje jeszce przez 2-3 minuty. Po przełożeniu owsianki do miski dodaję np trochę orzechów / suszonych owoców / banan / jabłko.








4. Fritatta
Czyli omlet z warzywami :) Składniki: 1 jajko, 1 białko, 3 łyżki pokruszonego sera feta, pół pomidora, pół papryki, 1 łyżeczka szalotki. Roztrzepujemy jajko z białkiem. Na patelnię z łyżką oliwy dajemy pokrojone warzywa i smarzymay na średnim ogniu ok 2 minuty. Zmniejszamy ogień, wlewamy jaja, przykrywamy pokrywką i dusimy 3 minuty. Przed podaniem posypujemy serem.






5. Placuszki bananowe 
Uwielbiam ! :) Do przygotowania potrzebujemy banana, 2 jajka i 3-4 łyżki płatków owsianych. Najpierw rozgniatamy w misce banana, mieszamy z jajkami i płatkami. Wylewamy na rogrzaną patelnię z oliwą małe placuszki. Smażymy do zarumienienia :)







Marilyn

Zdjęcia z google.pl i zszywka.pl bo niestety nie posiadam swoich zdjęć posiłków.

piątek, 23 sierpnia 2013

Guillaume Musso „Papierowa dziewczyna" - recenzja


Hej ^>^ Dziś przedstawię wam moją pierwszą recenzję, więc pewnie za rewelacyjna nie jest. Nie wiedziałam jaką książkę zrecenzować, lecz w końcu zdecydowałam się na utwór pana Musso i mam nadzieję, że osobom, które sięgną po tą powieść spodoba się tak samo jak i mi :) Więc zapraszam do czytania. 

„Młody pisarz Tom Boyd odnosi niesamowity sukces komercyjny. Jego debiut literacki, powieść Towarzystwa aniołów, przez wiele miesięcy nie schodzi ze światowych list bestsellerów, a Boyd w krótkim czasie zdobywa sławę i pieniądze. Amerykański wydawca podpisuje z nim opiewającą na dwa miliony dolarów umowę na kolejne dwie książki. Niestety po opublikowaniu drugiej powieści Tom pogrąża się w depresji, która skutkuje kryzysem twórczym i niemożnością napisania choćby jednej linijki tekstu. Porzucony przez narzeczoną, utalentowaną pianistkę i modelkę Aurorę Valancourt, nadużywa alkoholu, nie odpowiada na telefony, a nawet myśli o samobójstwie. Jego najbliżsi przyjaciele są zdruzgotani, nie potrafią mu pomóc. Pewnej nocy majaczącego we śnie pisarza budzi odgłos tłuczonego szkła. W salonie zamieszkiwanej przez niego willi w Malibu pojawia się piękna, całkowicie naga i młoda kobieta, która twierdzi, że nazywa się Billie Donelly i jest bohaterką jego ostatniej powieści. Na wskutek błędu drukarskiego w części nakładu pozostały niezadrukowane strony – dziewczyna utrzymuje, że wysunęła się z książki Toma w połowie niedokończonego zdania. Niemożliwe? A jeśli to prawda? Kolejne wydarzenia potwierdzają wersję Billie. Tom musi szybko wrócić do pisania, w przeciwnym razie dziewczyna umrze…To nie jedyna wielka niespodzianka, która go czeka…”


Tak przedstawia się opis książki Guillaume Musso „Papierowa dziewczyna” Brzmi zachęcająco? Książka, jak i siedem innych powieści (na razie xD), została zakupiona z Biedronce. Jako iż w lutym było kilka ciekawych książek w Biedrze, stwierdziłam, iż kupię dwie. I tak oto jedną z nich był właśnie „Papierowa dziewczyna” (druga to „Ostatnia piosenka” Nicholasa Sparksa) Muszę przyznać, iż był to trafny wybór.
Guillaume Musso oczarował mnie i na pewno nie skończy się na przeczytaniu tej jednej książki jego autorstwa, inne już czekają na przeczytanie, tylko nie wiem czy wszystkie znajdę w bibliotece. Autor prezentuje nam powieść romantyczną z szczyptą magii i trzeba przyznać, iż wyszło mu to bardzo dobrze. Pojawia się tu motyw podróży, w dodatku nie jednej, podczas których, na jaw wychodzi wiele interesujących faktów, przede wszystkim z przeszłości Toma, jak i dwójki jego przyjaciół: Milo i Carole. Czytając książkę coraz lepiej poznajemy jej bohaterów, śledzimy ich miłosne perypetie, które nie występują tylko i wyłącznie między głównymi bohaterami oraz możemy zobaczyć, do czego zdolni są przyjaciele by pomóc sobie nawzajem.
Powieść obfituje w wiele zwrotów akcji, dotyczących przede wszystkim poszukiwaniu ostatniego egzemplarza książki głównego bohatera, jak i zaskakuje, szczególnie zakończeniem, ale oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Jednym słowem książka była po prostu rewelacyjna, czytało się ją lekko, dość szybko i przede wszystkim przyjemnie. Na pewno mój czas spędzony nad tym tworem nie był czasem zmarnowanym. Samą książkę zaś bardzo miło wspominam, w końcu czytając końcówkę popłynęło mi kilka łez, ale raczej były to łzy szczęścia, więc chętnie jeszcze kiedyś do niej wrócę. A teraz wystarczy tylko czekać na ekranizację. Gdyby pojawiła się, z pewnością pojawiłby się na mojej liście filmów, które muszę pooglądać, choć bałabym się, że zepsuliby to.
Komu polecam? Przede wszystkim fanom romansów, takim jak ja, którym nie przeszkadza ta nutka magii, lub tym, którzy uwielbiają właśnie takie połączenie. A także dla osób, które lubią powieści o miłości napotykającej wiele przeciwności będzie to z pewnością miła lektura.

A wy co sądzicie o tej powieści? A może czytaliście inne powieści Musso, które polecilibyście, lub innych autorów? Czekam na wasze uwagi i pomysły co do kolejnych recenzji ^.^

 Jillian

źródło opisu: okładka książki
źródło okładki: lubimyczytać.pl